Hawa nagila wenismecha

Dzisiaj ciężko spotkać w moim mieście Żyda. Zdarza się oczywiście czasami, że na ulicy mijam starszych panów w jarmułkach spieszących na modlitwę. Powinienem jednak te przypadkowe spotkania zapisywać sobie w kalendarzu, ponieważ zdarzają się rzadziej, niż mundial. Historia Katowic obfituje wręcz w żydowskie nazwiska. Jak wiele z ich spuścizny zostało do dzisiaj? Jak toczyły się losy narodu wybranego w Katowicach?

Obraz Maurycego Minkowskiego pt. „Rodzina”.

Osobiście od zawsze uwielbiałem żydowską muzykę popularną, fascynowała mnie ich kultura i niesamowicie śmieszyły dowcipy Horacego Safrina, ubolewam więc nad faktem, że tak mało żyje wśród nas potomków Jakuba. Miałem jedną okazję w swoim życiu, by poznać lepiej Katowiczan żydowskiego pochodzenia, którzy do dziś kultywują tradycje przodków oraz porozmawiać właśnie o ich kulturze i zwyczajach. Zrozumieć usposobienie oraz spojrzenie na wydarzenia, zarówno współczesne, jak i te z niedawnej przeszłości. Okazji tej nie wykorzystałem właściwie przez głupotę wieku nastoletniego. Gdyby nie to, możliwe, że dzisiejszy wpis byłby o wiele bogatszy w niezwykłe historie, anegdoty i unikalne zdjęcia. Może jednak czytelnika zainteresują materiały, które udało mi się zgromadzić na ten temat. Niestety lata prześladowań i narastającego antysemityzmu, zwłaszcza w wieku zdominowanym przez brunatne i czerwone koszule, pozostawiły bolesne piętno na narodzie wybranym. Obecnie, choć w Katowicach znajdują się ponoć aż trzy synagogi, nie uczęszcza do nich nawet jeden promil mieszkańców. Ludność deklarująca się jako żydowska stanowi bowiem niecałe 200 osób. Na podstawie tego stanu rzeczy nie sposób uwierzyć, że w czasach przedwojennych Katowice były sercem kultury żydowskiej na świecie. Może nie pod względem liczby przedstawicieli narodu Mojżesza, ale na pewno ze względów politycznych i społecznych. Nasze miasto wiele zawdzięcza Żydom, a ci wiele zawdzięczają Katowicom.

Jedno z najstarszych przedstawień Katowic — litografia E. W. Knippla z 1830 r., po prawej karczma Fröhlicha.

Zacznijmy może od pierwszych wzmianek na temat żydowskiego osadnictwa w Katowicach, które datuje się na 1702 rok. Wtedy to panowie pszczyńscy dokonali sprzedaży Kuźnicy Boguckiej znajdującej się na terenie obecnego centrum Katowic. W dokumencie wśród innych zabudowań wymieniona jest też karczma prowadzona przez nieznanego z nazwiska Żyda. Sprzedawał on piwo i wódkę oraz płacił roczny podatek w wysokości 150 florenów. Budynek karczmy znajdował się przy dzisiejszym rynku, w tym samym miejscu, gdzie dziś stoi dom towarowy „Skarbek”. Zajazd musiał być bardzo intratnym biznesem — zarówno 40, jak i 90 lat po pierwszym wpisie proboszczowie boguciccy wspominają o Żydach prowadzących przybytek na terenie parafii. W 1825 roku Hirschel Fröhlich, handlarz żelazem wydzierżawił karczmę od swoich rodaków, a już 20 lat później żydowska społeczność w Katowicach rozrosła się do 17 osób, co stanowiło ponad 1% mieszkańców. Wśród nich był Isaak Grätzer, jeden z fundatorów hotelu „Welt”, który znajdował się w miejscu dzisiejszego „Zenitu”. Budowę zakończono w 1848 roku, a już dwa lata później w gmachu swój występ miał Johann Strauss. Pytanie, czy katowickie mury zadrżały wtedy w rytm „Zemsty Nietoperza”, czy „Nad pięknym, modrym Dunajem” pozostanie bez odpowiedzi — jeden z najstarszych budynków w Katowicach spłonął w 1945 dzięki życzliwości radzieckich wybawców. W hotelu znajdował się wtedy mały składzik wódki, reszty historii nie muszę chyba dopowiadać.


Rynek Katowic w 1870 roku, najniższy budynek po lewej to hotel „Welt”, fot. ze zbiorów Marka Wójcika.

Inwestycje Grätzera i Fröhlicha spowodowały powiększenie się wspólnoty żydowskiej do ponad 100 osób w 1855 roku, co stanowiło już 3,5% ludności Katowic. Wspólnota ta nie była jednak zinstytucjonalizowana — na modlitwy gromadzono się wtedy w majątku Fröhlichów (tam, gdzie dziś jest „Skarbek”), domu Sommerów (w miejscu obecnego Urzędu Miasta) lub w domu Salomona Goldsteina, miejscowego magnata tartacznego i jednego z najważniejszych budowniczych pierwszej zabudowy Katowic. Regularne pielgrzymki do oddalonej o kilkanaście kilometrów wspólnoty mysłowickiej były definitywnie rozwiązaniem prowizorycznym. Wkrótce katowicka gmina została zarejestrowana i podjęto decyzję o zbudowaniu małej synagogi na parceli nabytej od hrabiego Huberta von Tiele-Wincklera (przy dzisiejszej ulicy 3 Maja). Rabinem nowego zgromadzenia został Jacob Cohn. Katowice uzyskały prawa miejskie w 1865 roku, a gmina żydowska stanowiła wtedy 12% populacji miasta. Jak widać, katowickim Żydom brakowało już tylko jednego — cmentarza, czyli bejsakworesu (powszechna nazwa „kirkut” była używana tylko przez Polaków, a Żydzi unikali jej używania). Już w 1868 takowy został założony w miejscu, które władze uznały za wątpliwy cel ekspansji zabudowań. Oczywiście rajcy mylili się, gdyż obecnie cmentarz znajdujący się przy ulicy Kozielskiej otacza osiedle. Na tym pięknym, zabytkowym cmentarzu mieszczą się groby wszystkich osób pochodzenia żydowskiego, o których od tego momentu powiem. Mimo burzliwej historii widać ogrom pracy włożonej przed wojną w opiekę nad tym miejscem. Tymi słowami mówi o katowickim bejsakworesie autorka Dobka Buchstein:
„Cmentarz w Katowicach był utrzymywany wyjątkowo dobrze. Odpowiedzialna za jego utrzymanie rodzina Krebsów wyjątkową codzienną opieką nad tym świętym miejscem zdobyła sobie szacunek. Każdego dnia przychodzili robotnicy, by zbierać spadłe z drzew liście i dbać o kwiaty zasadzone przez rodziny zmarłych. Salo Krebs prowadził kartotekę grobów i jeśli jakaś rodzina przybyła odwiedzić groby swoich najbliższych, a nie znała dokładnej lokalizacji, natychmiast otrzymywała informacje o położeniu od rodziny Krebsów, którzy sprawdzali to w spisie. Szlachetni członkowie rodziny Krebsów byli zawsze gotowi pomagać potrzebującym. [...] Podczas Holocaustu zginęli wszyscy Krebsowie, z wyjątkiem córki Amy, która wyszła za Jacoba Jarczina z Sosnowca i obecnie mieszka w Kopenhadze.”

Cmentarz żydowski w Katowicach, fot. Michał Pałucki.

Pora w końcu opowiedzieć o pierwszej świątyni i jej architekcie, Izaaku Grünfeldzie urodzonym w Żorach w 1825 roku. Rodzina mistrza pochodziła z Moraw, skąd musiała uciekać przed austriackimi prześladowaniami. Ojciec Grünfelda po przeprowadzce do Prus zmienił synowi imię na Ignatz, by brzmiało bardziej z niemiecka. Tym imieniem właśnie budowniczy się przedstawiał. Ignatz wprowadził się do Katowic wraz z falą z 1855 roku. Zaczął pracować na budowie u Salomona Goldsteina. Sprawdziwszy się w roli architekta, pierwsze poważne zlecenie przyjął w wieku 36 lat. Była to wspomniana przeze mnie Stara Synagoga, której otwarcie nastąpiło w 1862 roku. Goldstein uroczyście przeniósł wtedy zwoje Tory ze swojego domu do cienia nowej świątyni, która mogła pomieścić 320 osób. Już po czterech latach liczba ta okazała się zdecydowanie niewystarczająca, Carl Häusler zaprojektował więc dodatkową przestrzeń prostopadłą do bryły budynku, dzięki czemu ten zyskał dodatkowe 200 miejsc. Całość zwieńczona została monumentalną kopułą. Rozbudowa świątyni miała miejsce jednak dopiero w latach 1880-1883.


Stara Synagoga na starych pocztówkach przed i po rozbudowie, fot. Wikimedia Commons.

Do innych ważnych dzieł stanowiących spuściznę Ignatza Grünfelda należą projekty Willi Grünfelda przy ulicy Warszawskiej 12 (1870 r.) oraz pałacu Goldsteinów (1872 r.). Postaram się przybliżyć pokrótce dzieje każdego z tych gmachów. Willa Grünfelda była prywatnym domem architekta, po jego śmierci została zaadaptowana na budynek banku. Tę funkcję pełni po dziś dzień. Willa była miejscem, skąd naziści ostrzeliwali w 1939 roku ostatni wycofujący się z Katowic oddział Wojska Polskiego. Pałac Goldsteinów był siedzibą tej przemysłowej rodziny, skąd zarządzali oni siecią tartaków, także na terenie dawnej Kongresówki. Po tajemniczym pożarze (ponoć wywołanym przez samego Abrahama Goldsteina) z 1892 roku magnaci przemysłowi opuścili budynek, przenosząc siedzibę firmy do Wrocławia. Budynek przejęli znani już pewnie dobrze czytelnikowi Spadkobiercy Gieschego, oddając go w latach międzywojennych miastu. W czasach PRL-u budynek pełnił funkcje kulturalne, będąc najpierw siedzibą kina „Przyjaźń”, a później klubu studenckiego „PULS”. Obecnie mieści się tutaj Urząd Stanu Cywilnego. To właśnie w pałacu Goldsteinów odbył się pierwszy Rawa Blues Festival i to o tym budynku Rysiek Riedel śpiewał:
„Tylko nocą do klubu PULS,
Jam Session do rana — tam królował blues.”
Ignatz Grünfeld był radcą miejskim od 1865 roku do swojej śmierci w 1894 r. Założył przedsiębiorstwo Firma Budowlana Ignatza Grünfelda, które dysponowało cegielnią w podkatowickiej kolonii Karbowa i przetrwało aż do wybuchu II Wojny Światowej.

Willa Grünfelda i Pałac Goldsteinów, fot. z archiwum serwisu fotopolska.eu.

Lata 70. i 80. XIX wieku były czasem bardzo intensywnego rozwoju Katowic. Duży udział mieli w tym krwiożerczy żydomasoni. Myślę, że katowickie zabytki mogłyby być swoistą kopalnią dla osób zainteresowanych dziejami niemieckiej żydo-komuno-masonerii reptilian z odległej galaktyki. Ci potężni kosmici z kosmosu mieli bowiem siedzibę właśnie w Katowicach. Odkładając jednak żarty na bok — chciałbym opowiedzieć o historii katowickiej IV Loży B’nai B’rith „Concordia” założonej w Katowicach w 1883 roku. B’nai B’rith jest najstarszym stowarzyszeniem zreszającym Żydów różnych narodowości na świecie. Organizacja przez wielu nazywana jest żydowską masonerią, jej struktury łudząco przypominają hierarchię Wolnomularzy. Loża „Concordia” zorganizowała w Katowicach w 1884 roku konferencję dla rabinów z Imperium Rosyjskiego zgromadzonych pod szyldem „Chowewej Syjon”. Zaproszono także przedstawicieli z Anglii, Rumunii, Francji i Niemiec. Duchowe przywództwo nad zjazdem sprawował słynny rabin Samuel Mohylewer. Na konferencji zapadły decyzje o powrocie Żydów do Palestyny, a także o finansowym wsparciu osadników, którzy mieli tworzyć wspólnoty oparte o słowa Tory, równość i sprawiedliwość społeczną. To właśnie wydarzenie zainspirowało pośrednio Abrahama Z. Idelsohna do napisania słów do starego nigunu - „Hawa nagila wenismecha”. To ta konferencja została uznana za początek ruchu syjonistycznego, czego konsekwencją stały się narodziny państwa żydowskiego w Palestynie. Ambasada Izraela w Polsce w 2015 roku pisała nawet:
„Konferencja Katowicka była jednym z najważniejszych wydarzeń w całej historii ruchu syjonistycznego i miała olbrzymi wpływ na powstanie przyszłego państwa Izrael. Dziś doprawdy trudno jest w Izraelu znaleźć miasto, które by w jakiś sposób nie odnotowało tego wydarzenia. Można więc śmiało powiedzieć, że Katowice znane są każdemu uczniowi jakiejkolwiek szkoły na terenie dzisiejszego Izraela.”
Istnieją dane, które mówią, że „Concordia” miała tak ogromny wpływ na polityczne życie Katowic tamtego okresu, że Radzie Miejskiej zdarzało się obradować właśnie w jej siedzibie, zamiast w ratuszu. W latach 1866-1894 w katowickiej Radzie Miejskiej 21 radnych było wyznania mojżeszowego. Żydzi operujący w Katowicach nie byli bowiem tylko właścicielami budynków mieszkalnych, ale twórcami potężnej dźwigni nacisku, która rozpędziła rozwój katowickiego przemysłu. W 1887 Oscar Caro, wrocławski Żyd, kupił podupadającą wtedy hutę „Baildon”, zainwestował masę pieniędzy w nowe technologie i rozbudował znacznie zakład. Łącząc hutę z innymi tego typu zakładami na Górnym Śląsku, stworzył ogromny koncern: Górnośląską Spółkę Akcyjną Przemysłu Żelaznego dla Górnictwa i Hutnictwa.


Huta Baildon pod zarządem Oscara Caro, fot. z archiwum Dominika C.

Wracając jednak do kwestii namacalnych śladów obecności Żydów w Katowicach, nie mógłbym w tym wpisie pominąć spadkobierców Ignatza Grünfelda, braci Maxa i Hugona. Pierwszy z nich wyjechał w młodości do Berlina, gdzie został słynnym architektem i członkiem tamtejszej loży masońskiej. Wdrukował się na stałe w historię Katowic projektem nowej Wielkiej Synagogi z 1900 roku. Monumentalny budynek górujący nad miastem mógł zmieścić ponad 1100 osób. W jego sąsiedztwie zbudowano mykwę, rytualną ubojnię drobiu oraz piekarnię macy. Piękna świątynia nie doczekała z wiadomych powodów swoich 40 urodzin. Nigdy nie podjęto się też jej odbudowy, a dziś na miejscu, gdzie stała znajduje się targowisko potwornie oszpecające zabytkowe centrum miasta.


Wielka Synagoga, fot. z archiwum serwisu polska-org.pl.

Hugo Grünfeld pielęgnował na przełomie wieków dziedzictwo ojca, podobnie jak on angażując się w lokalną politykę i wzbogacając miasto o nowe kamienice. Było to możliwe dzięki cegielni na Karbowej, która należała do Firmy Budowlanej Ignatza Grünfelda. Zapewne wszystkich dzieł młodszego syna nie będziemy w stanie nigdy zidentyfikować, do najważniejszych należą jednak budowa willi w sąsiedztwie domu rodzinnego (dziś Biblioteki ŚUM, 1900), kamienicy „Pod Butem”, zwanej też „Domem Kochmanna” (przy ulicy 3 Maja, obecnie znajduje się tu Rossmann, 1903) i gruntowna przebudowa siedziby Loży „Concordia”, hotelu Kaiserhof (dzisiaj jest tu główne wejście do Galerii Katowickiej, 1920).



Willa Hugona Grünfelda i kamienica "Pod Butem", fot. z archiwum serwisu fotopolska.eu.

W początkowych latach przynależności Katowic do Polski wielu Żydów wyjechało do Niemiec, sądząc, że w świeżo odrodzonej Polsce nie może spotkać ich nic dobrego. Z perspektywy czasu takie stwierdzenie brzmi jak szyderczy rechot historii. Próżnię wypełnili przybysze z dawnej carskiej Rosji, którzy niechętnie witani byli przez niemieckojęzycznych braci w wierze. Po 1933 roku część górnośląskich Żydów postanowiła jednak wrócić do Katowic. Inicjatywa mająca na celu pomoc braciom, którzy próbowali przedostać się do rodzinnego miasta, zespoiła żydowską społeczność, która liczyła w latach 30. ponad 8,5 tys. ludzi. Było to jednak niewiele ponad 6% ludności miasta. Kultura żydowska w Katowicach kwitła mimo to — wydawano gazetę w jidysz, działały liczne szkoły i przedszkola żydowskie. Następne lata miały jednak przynieść fale antysemityzmu — tuż przed wojną dochodziło do masowych prześladowań i pogromów ludności żydowskiej w Katowicach. Hugo Grünfeld w tym czasie nadal był aktywny jako rajca miejski i prowadził ceglany interes na Karbowej. Ciężki klimat nakazywał mu jednak wysprzedawać rodzinny majątek. Jego dom przebudowano na budynek urzędniczy — siedzibę miał tu Państwowy Bank Rolny. Jako ostatniej pozbył się cegielni... w sierpniu 1939 roku, na kilka dni przed wybuchem wojny. Grünfeld wraz z rodziną wyjechał do Lwowa, gdzie niestety nabawił się zapalenia płuc i wkrótce zmarł. Dół, z którego przedsiębiorca wydobywał glinę, napełnił się wodą. Staw nosi obecnie nazwę Grunfeld. Potomkowie Hugona do dzisiaj żyją w Szwajcarii i Wielkiej Brytanii.

Cegielnia Grünfeldów, fot. z archiwum serwisu fotopolska.eu.

Po wojnie w Katowicach osiedliło się ok. 1,5 tys. osób wyznania mojżeszowego, nie byli to jednak potomkowie założycieli miasta. Większość pozostałości po żydowskiej spuściźnie w naszym mieście zostało wymazane z kart historii. Nastroje antysemickie rosły, by w 1968 roku dojść do apogeum. Większość przedstawicieli narodu wybranego wyjechała z kraju drogą, którą torowali ich katowiccy bracia 80 lat wcześniej. Na szczęście Gmina Wyznaniowa Żydowska w Katowicach funkcjonuje prężnie, mimo bardzo małej liczby wiernych. Pod opieką zgromadzenia znajduje się wiele cmentarzy na terenie Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, organizowana jest opieka medyczna dla osób starszych oraz przygotowywane są posiłki koszerne.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sztauwajery i bagry — śląskie Mazury

Proszę odsunąć się od krawędzi peronu

Brama, która zagina czasoprzestrzeń