Śladami Spadkobierców Gieschego, część 3: Perła pośrodku buczyny

To Gieschewald (czyli Giszowiec) miał być osiedlem górniczym przy kopalni „Giesche”. To on miał być niedoścignionym wzorem, swoistym manifestem modernizmu w kontynentalnej Europie. Modernizmu przesyconego jednak tradycyjną, śląską wsią — żywym skansenem lokalnej kultury, uosobieniem etosu Ślązaka żyjącego dla pracy i rodziny. Projekt osiedla, tak misternie przygotowywany przez kuzynostwo Zillmannów, od początku nie miał jednak szansy na powodzenie — zwyczajnie nie był w stanie zaspokoić mieszkaniowego popytu — potrzebny był Nikiszowiec. Nikt jednak nie był w stanie przewidzieć w 1907 roku, że tak piękne osiedle zostanie zwyczajnie, bestialsko wyburzone już 70 lat później z tego samego powodu, dla którego niegdyś zostało wybudowane. Szczęściem, tego samego losu uniknął sąsiedni Nikiszowiec i jako praktycznie nienaruszony jest dzisiaj wizytówką miasta. O Giszowcu, który musiał ustąpić blokom z wielkiej płyty, pamiętają już tylko nieliczni, mimo że miano „miasta-ogrodu” z Katowicami kojarzy obecnie wielu. Stary Gieschewald — to było miasto-ogród z prawdziwego zdarzenia. Bez cudzysłowu.

Makieta z czasów powstawania osiedla, z archiwum strony Giszowiec — osiedle ogród.

Centralnym punktem Giszowca był rynek otoczony sadzonkami — nieco z boku placu jeszcze do niedawna znajdował się okazały buk — pomnik przyrody — ze względu na swoje potężne rozmiary mylnie nazywany przez mieszkańców „dębem”. Przy rynku znajdował się dom handlowy, budynek nadleśnictwa (bo „Gieschewald” to las Gieschego, Spadkobiercy potrzebowali nadzorcy o odpowiednim fachu), podzielona na trzy budynki szkoła, remiza strażacka z wieżą obejmującą zasięgiem cały teren z okolicznymi lasami, oraz park z pokaźną gospodą. Od rynku gwiaździście rozchodziły się ulice nawiązujące nazwami do szybów kopalnianych znajdujących się przed laty na terenie lasu (choćby Berghtalstr., czy Pepitastr.), a także wskazujące kierunek podróży do sąsiednich miejscowości (np. Myslowitzerstr. i Kattowitzerstr.). Pomiędzy nimi ulokowane były dwa nieregularne kręgi ulic, pozwalające umieścić dodatkowe domostwa, kantynę, boisko i budynek celny. Zamknąć to wszystko na niecałym kilometrze kwadratowym powierzchni było karkołomnym przedsięwzięciem.
Rynek Giszowca wraz z domem handlowym, z archiwum strony Giszowiec — osiedle ogród.

Osiedle sukcesywnie rozbudowywano w latach następnych. Mimo tego nie było ono w stanie sprostać potrzebom powiększającej się w zawrotnym tempie kadry. Giszowiec zaczęto wyburzać w połowie lat 70. Wkrótce zlikwidowano też kosztowny w utrzymaniu Balkan łączący osiedle z Nikiszowcem i Szopienicami, dzielnice bowiem były już skomunikowane autobusowo. Na miejscu starych zabudowań stawiano bloki z wielkiej płyty, które miały służyć nowym pracownikom rosnącej kopalni „Staszic”. Władze komunistyczne chciały nawet pozbyć się nazwy Giszowiec o wyraźnym rodowodzie niemieckim, zastępując ją Osiedlem Staszica. Nowa nazwa nigdy się oczywiście nie przyjęła. Oficjalnie powrócono do pierwotnego nazewnictwa dopiero w 1990 roku.
Także i tym razem zapraszam na spacer po dziedzictwie Spadkobierców Gieschego — nie zajmie on czytelnikowi więcej niż godzinę. Może on być kontynuacją poprzedniego spaceru, gdyż Nikiszowiec i Giszowiec dzielą tylko 2 kilometry prostej, asfaltowej drogi, którą niegdyś jeździł Balkan. Podróż śladami przeszłości Giszowca proponuję rozpocząć przy willi dyrektora kopalni znajdującej się przy drodze 86. Budynek mieści się tuż przy ostatnim giszowieckim przystanku dla autobusów jadących w stronę Murcek. Willę, wbrew powszechnemu mniemaniu nie zamieszkiwał nigdy Anton Uthemann, dyrektor spółki, a jego podwładny Karl Besser. W czasie wojny budynek zajmował nazistowski funkcjonariusz Fritz Bracht, stąd potoczna nazwa obiektu — willa Brachta. W okresie powojennym rezydencja pełniła również funkcję przedszkola, a także była siedzibą klubu zakładowego — domu kultury założonego przy KWK „Staszic”. Po przemianach ustrojowych miejscowy magnat, firma Węglokoks, miała w planach przekształcić budynek w luksusowy hotel z restauracją. Dziś obiekt zajmuje Getin Bank, który umieścił w budynku siedzibę centrali. Dzięki temu willa Dyrektora przeszła gruntowny remont i dziś jest jednym z najlepiej zachowanych budynków starego Giszowca.
 
Willa dyrektora.



Kierując się na wschód ulicą Górniczego Stanu i zbaczając z niej w lewo w kierunku lasu, czytelnik minie po prawej kolonię amerykańską, będącą drugim etapem rozbudowy osiedla w 1926 roku. Do nowo powstałych domków wprowadzono 9 rodzin z Montany. Dla nich też zostało ufundowane nieistniejące już pole golfowe. Kolonia ta jest efektem bardzo istotnych przemian — spółka Spadkobierców Gieschego została wtedy przejęta przez amerykański holding węglowy, niedbający już o potrzeby pracownika. O strajkach mieszkańców Nikiszowca i Giszowca, protestujących przeciwko zalaniu kopalni „Giesche” właśnie przez ten holding, opowiada film Kazimierza Kutza „Perła w koronie”. W głębi lasu można też dostrzec wieżę ciśnień znajdującą się na wzniesieniu. Dzięki niej mieszkańcy Giszowca, mimo braku bieżącej wody w mieszkaniach, mogli korzystać z jej ujęć znajdujących się na ulicach osiedla. Odległość między tymi ujęciami nigdy nie przekraczała 100 metrów.
Jeden z obiektów kolonii amerykańskiej.

Idąc dalej, czytelnik wróci na ulicę Górniczego Stanu. Skręcając później w lewo w ulicę Barbórki, znajdzie się już na terenie pierwotnego Giszowca. Kościół pw. św. Stanisława Kostki znajdujący się w małym zagajniku został zbudowany już po II Wojnie Światowej. Wcześniej mieszkańcy Giszowca podlegali pod parafię mysłowicką oraz nikiszowiecką. W miejscu, gdzie dziś stoi kościół znajdowało się niegdyś ogrodnictwo zaopatrujące Giszowiec w artykuły pierwszej potrzeby. Produkty nieosiągalne w produkcji na miejscu Spadkobiercy rozprowadzali na osiedlu po cenie kupna, nie żądając marży od swoich pracowników. Kościół jest jednak interesującym obiektem, gdyż w jego przedsionku znajduje się jeden z pierwszych planów Giszowca ukazujący jego piękno z lotu ptaka. Część budynków znajdujących się na planie nigdy nie wybudowano.
Kościół pw. św. Stanisława Kostki.

Kierując się dalej prosto ulicą Barbórki, a dalej chodnikiem przylegającym do blokowiska, czytelnik znajdzie się na placu Pod Lipami, rynku Giszowca. Kilka lat temu był on poddany gruntownej przebudowie. Linia starego chodnika musiała być przesunięta — przebijały się bowiem przez niego stare drzewa pamiętające raczkujące jeszcze osiedle. Dawne nadleśnictwo stało się przedszkolem, szkoła — Agencją Rynku Rolnego. Na placu znajduje się także pomnik upamiętniający śląskich powstańców. Budynek strażacki dziś już nie istnieje, a ze starego buka został tylko pień. Tylko dom handlowy, mimo niemal całkowitego przebranżowienia, stoi nadal dumnie. W piekarni znajdującej się po północnej jego stronie można obejrzeć jedno z oryginalnych dzieł Ewalda Gawlika, zwanego giszowieckim van Goghiem.

Plac Pod Lipami tuż po przebudowie, w tle dom handlowy.

Z drugiej strony placu znajduje się Park Giszowiecki — praktycznie nietknięty zębem czasu ośrodek kulturowy dzielnicy. W parku tym mieści się muzeum Ewalda Gawlika — Izba Śląska, która oprócz sztuki ma do zaoferowania odwiedzającym także rekonstrukcję typowej śląskiej chaty. Okazjonalnie dostępne są także warsztaty przybliżające turystom życie na starym Giszowcu. W bezpośrednim sąsiedztwie Izby Śląskiej znajduje się Karczma Śląska wraz z domem kultury i muszlą koncertową. Odbywają się w niej wystawy, koncerty oraz festiwale. Tak samo, jak w przypadku Szybu Wilson na Nikiszowcu, i tutaj warto dostosować datę spaceru do wydarzeń kulturalnych. Tuż obok Karczmy Śląskiej znajduje się też bulodrom wykorzystywany przez miejscową ligę gry w petankę.

Wejście do Parku Giszowieckiego.

Każdy z budynków starego Giszowca został precyzyjnie zaplanowany. Ich dokładne rysunki techniczne dostępne są na stronie Giszowiec — osiedle ogród. Każdy dom, który ujrzy więc czytelnik po wyjściu z parku, czyli przy ulicach Przyjemnej oraz Wesołowskiej jest efektem nie przypadku, lecz skrupulatnego planowania Zillmannów. To na tych właśnie ulicach poczuć można ducha starego Giszowca. Rozkład domostw na osiedlu także nie był przypadkowy. Domy znajdujące się w połowie między skrzyżowaniami zajmowali zwykli górnicy — po dwie rodziny na dom. Jedna rodzina górnicza dysponowała ok. 40 metrami kwadratowymi wydzielonej powierzchni mieszkalnej, do tego własnym ogródkiem, zawsze doskonale wypielęgnowanym, oraz komórką, wychodkiem i chlewikiem. Wody bieżącej i elektryczności w domkach nie było, mieszkańcy mieli jednak do dyspozycji wspomniane już przeze mnie publiczne żurawie wodne oraz piece chlebowe. Na rogach ulic znajdowały się domy urzędników i sztygarów. Ci dysponowali co prawda dwa razy większą powierzchnią mieszkania, lecz nie byli uwolnieni od obowiązków. Domy na rogach pełniły bowiem ważną funkcję w życiu osiedla — ich lokatorzy pilnowali porządku na osiedlu oraz liczyli sąsiadów wybierających się z rana do pracy.

Ulica Przyjemna.

Dalszym etapem spaceru będzie wschodnia część Giszowca. Czytelnik dotrze tam, kierując się z ulicy Wesołowskiej, przez Przyjazną i Ewy do ulicy Kwiatowej. Można tam zauważyć nieregularności w prowadzeniu siatki ulic i nie tak symetryczny układ budynków — wynika to nie tylko z poprawek naniesionych na plan w późniejszym etapie budowy osiedla, ale także wybiórczych pracach wyburzeniowych z końca lat 70. Przy ulicy Ewy znajduje się na przykład dom nie podwójny, jak w innych częściach dzielnicy, a poczwórny. Istnieją także w mozaice Giszowca wyrwy, gdzie zdążono już wyburzyć stary budynek, ale po zatrzymaniu likwidacji osiedla wielkość działki uniemożliwiała na tamten czas nową inwestycję. Niektóre z tych miejsc są już zagospodarowywane, inne — pozostają puste. Warto zauważyć w tym miejscu fakt, iż mieszkańcy starych domków nie mają prawa przeprowadzać żadnych modyfikacji budynków (łącznie z kolorem fasad) bez zgody konserwatora zabytków. Uniemożliwia to samowolną ingerencję w starą architekturę, jednocześnie opóźniając postęp niezbędnych prac konserwacyjnych.
 
Wspomniany poczwórny dom przy ulicy Ewy.

Ostatnim etapem spaceru będzie położony najbardziej na wschodzie tzw. Neubau, czyli pierwszy etap rozbudowy osiedla, kierowany jeszcze z początku przez Spadkobierców Gieschego. Zabudowano wtedy rezerwowy pas ziemi ciągnący się wzdłuż późniejszej towarowej odnogi Balkanu, przy obecnych ulicach Sputników i Kosmicznej. Budowa rozpoczęta w 1920 roku ciągnęła się jeszcze do końca lat 40. Skutkiem tego jest istnienie bardzo zróżnicowanej architektury na małej powierzchni, jednocześnie odbiegającej zarówno stylistyką, jak i jakością wykonania od pierwotnej zabudowy Giszowca. Zwłaszcza na ulicy Kosmicznej widoczny jest wyraźny ślad polskiego architekta. Zaraz po drugiej stronie ulicy czytelnik ujrzy szyb Roździeński nieczynnej już KWK „Wieczorek”, a także przystanek autobusowy, z którego odjeżdżają autobusy w kierunku Katowic.

Tzw. Neubau — po lewej zabudowania powojenne, po prawej przedwojenne.

Zwiedzając wspólnie dawne włości Spadkobierców Gieschego nie można zapomnieć o tragicznej w skutkach polityce rządu polskiego — najpierw sanacyjnego, a później komunistycznego, na tych ziemiach. Grabieżcza polityka zniszczyła zarówno Szopienice, jak i Nikiszowiec i Giszowiec. Choć wiele ostało się z tych starych, pięknych dzielnic, których zabytki są powoli obejmowane ochroną konserwatorską, to jednak pamiętać należy o problemach społecznych tych miejsc, których nie da załatwić się jedną uchwałą. Rosnące bezrobocie, przy jednoczesnym wzroście cen gruntów, zmusza często mieszkańców do porzucenia domu przodków. Dzielnice wschodnie Katowic wyludniają się z roku na rok coraz bardziej, zamykane są też zakłady przemysłowe — dawne karmicielki osiedli. Zabytkowe kolonie stają się ghettami, gdzie nierzadko umieszcza się ludzi z marginesu społecznego, pozostawiając bez jakiejkolwiek pomocy (pomijając oczywiście głodowe zasiłki). Jeżeli pozwolimy tym procesom dalej się rozwijać, już za pół wieku po dziedzictwie Spadkobierców nie zostanie już kamień na kamieniu, a cenne zabytki trzeba będzie rozbierać, tak jak ma to miejsce na przykład na Borkach.

O starym Giszowcu i przemianach na nim zachodzących przez lata, pisać będę zapewne jeszcze nieraz, mam bowiem zgromadzonych wiele materiałów ze strony facebookowej, którą prowadziłem 5 lat temu. Niemal wszystkie fotografie, pocztówki, czy obrazy zamieszczane tutaj pochodzą ze wspominanej już przez mnie strony Giszowiec — osiedle ogród prowadzonej przez Pawła Grzywocza. Bez jego ogromnej, inspirującej skarbnicy wiedzy gromadzonej latami, moje wpisy, te dotychczasowe, jak i przyszłe, nie mogłyby powstać. W związku z tym serdeczne podziękowania należą się jemu i wszystkim innym zaangażowanym w tworzenie tego wspaniałego serwisu pielęgnującego dziedzictwo Giszowca.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sztauwajery i bagry — śląskie Mazury

Proszę odsunąć się od krawędzi peronu

Tauzen: Tysiące mieszkań na tysiąclecie