Śladami Spadkobierców Gieschego, część 2: Różany ogród o czerwonych oknach

Pierwszą część serii zakończyliśmy nad brzegiem stawu Borki niedaleko Szopienic. Niemal wszystkie ślady przeszłości pokazane przeze mnie były zbudowane w XIX wieku, kiedy firma Spadkobiercy Gieschego zarządzana przez Friedricha Bernhardi skupiona była na hutnictwie metali nieżelaznych. W poprzednim wpisie wspomniałem o polach górniczych należących do Spadkobierców Gieschego. Skrupulatnie łącząc eksploatowane już przez firmę poletka różnych właścicieli, w tym dobra ostatniego ordynata mysłowickiego Aleksandra Mieroszewskiego, szychtmistrza Daniela Henryka Dalibora i hrabiego Franciszka von Thiele-Wincklera, Bernhardi zdołał zgromadzić kapitał pozwalający na uruchomienie jeszcze większego przedsięwzięcia. Połączenie tych pól w jedną kopalnię „Giesche” o ponad 840 hektarach powierzchni nastąpiło w roku 1883. Koncern Spadkobierców dysponował w tamtym czasie prawdopodobnie największą rezerwą budżetową na kontynencie. Nic więc dziwnego, że w większości zalesiony, lecz bardzo bogaty teren stał się obiektem zainteresowań wielkich wizjonerów - Antona Uthemanna oraz Emila i Georga Zillmannów, a już niecałe 30 lat później, spór o niego toczyły ze sobą potęgi ówczesnego świata. Uthemann, będący do tej pory tajnym radcą górniczym koncernu, w 1904 roku przejął zarząd nad spółką. Podjął on wiele działań modernizacyjnych w kopalniach Spadkobierców, a także zlecił budowę nowych szybów - Carmer i Nikisch (dzisiaj Pułaski i Poniatowski).
Rynek na Nikiszowcu, z archiwum Marka Wróbla.

3 lata później podjęto decyzję o budowie nowego osiedla górniczego według planów Zillmannów na terenie lasu Gieschewald. Awangardowy i bardzo ambitny zamysł osiedla, nie był w stanie jednak zaspokoić popytu na mieszkania w nowym miejscu. Już rok po rozpoczęciu prac, postanowiono wybudować drugie, znacznie mniejsze osiedle nazwane po prostu „Szyb Nikisch”, które paradoksalnie było jednak w stanie dać mieszkania znacznie większej liczbie osób. W tym projekcie Zillmannowie przeszli samych siebie tworząc model unikatowy w skali europejskiej, o ile nie światowej. Zbudowano także kościół pw. św. Anny dla mieszkańców zmęczonych cotygodniową podróżą do sąsiednich Szopienic, a wkrótce bliźniacze osiedla i kolonię „Wilhelmina” połączono darmową kolejką wąskotorową zwaną żartobliwie „Balkanem”, której żywot zakończył się dopiero na fali kryzysu gospodarczego drugiej połowy lat 70. XX wieku. Tak rozpoczęła się historia Nikiszowca — różanego ogrodu. Projekt uzdolnionych kuzynów cieszy się dziś ogromnym zainteresowaniem turystów z całego świata. Praktycznie nienaruszone zabudowania są obecnie miejscem organizowania wielu jarmarków i innych imprez masowych.
Zapraszam tymczasem do odbycia drugiego spaceru, tym razem znacznie krótszego, obfitującego natomiast w sporo miejsc wartych uwagi. Każdy bowiem punkt, który chciałbym zaprezentować, ma niekwestionowaną wartość muzealną. Naszą podróż zaczniemy przy Galerii Szyb Wilson, szybie nieistniejącej już kopalni „Wieczorek” (dawniej „Giesche”). Cyklicznie odbywa się tu Art Naif Festival — międzynarodowy festiwal sztuki naiwnej. Wystawa stała obejmuje obrazy m.in. Erwina Sówki i Grupy Janowskiej, o której pewnie jeszcze kiedyś napiszę. Oprócz tego w galerii organizowane są także koncerty jazzowe i inne wydarzenia kulturalne warte uwagi. Warto przed spacerem dowiedzieć się co może zaprezentować nam Szyb Wilson i dostosować datę do jego programu.
Galeria Szyb Wilson, niegdyś pierwszy przystanek Balkanu.

Kierując się na południe ulicą Szopienicką, należy skręcić w lewo tuż przy wjeździe do hotelu Jantor, w ulicę Zofii Nałkowskiej. Jantor posiadający też lodowisko, jest miejscem treningów drużyny hokejowej „Naprzód Janów”, w której grają górnicy dawnej kopalni Wieczorek. Drużyna ta dała masę powodów do dumy Nikiszowcowi, zdobywając puchar Polski w 1969 roku i masę pomniejszych nagród w latach następnych. W „Naprzodzie” grał też trzykrotny olimpijczyk, Janusz Adamiec. Idąc dalej ulicą Nałkowskiej, wchodząc już w pierwszą po prawej bramę, ujrzymy prawie nietknięty zębem czasu obraz starego Nikiszowca. Charakterystyczne czerwone kolory framug i parapetów oznaczały niegdyś przynależność do stanu górniczego. Hutnicy dla odróżnienia stosowali farbę zieloną. Z czasem różnice się zatarły. Domy pozbawione były indywidualnych toalet, wspólna znajdowała się na korytarzu.
Kwadrat kamienic przy skrzyżowaniu ulic Nałkowskiej i Rymarskiej.

Wychodząc inną bramą na ulicę Rymarską, wąską brukowaną uliczkę, szybko znajdziemy się na placu Wyzwolenia - nikiszowieckim rynku. Poddany gruntownej renowacji plac jest dzisiaj jedną z wizytówek Katowic w wielkim świecie. Przyjmuje on tysiące turystów rocznie, w tym stałych odwiedzających, do których grona należy m.in. wybitny profesor psychologii Philip Zimbardo, twórca i organizator słynnego eksperymentu stanfordzkiego. Nikiszowiec czaruje swoją bajkową wręcz architekturą nie tylko naukowców. To tutaj filmy kręcili Maciej Pieprzyca, Janusz Kidawa, Lech Majewski i Kazimierz Kutz, tworząc kanon śląskiej kinematografii — powstały tu „Sól ziemi czarnej”, „Perła w koronie”, „Grzeszny żywot Franciszka Buły”, „Angelus” i „Barbórka”. Warto zwrócić uwagę na krużganki lokalnych sklepów — nasze „śląskie sukiennice”, a także portale kamienic wokół. Centralny punkt placu zajmuje kościół pw. św. Anny i sąsiadujący z nim skwer noszący imię swoich projektantów — Emila i Georga Zillmannów. Na lewo od skweru znajduje się zabytkowy budynek poczty z wyraźnie wyróżniającą się różaną mozaiką — symbolem Nikiszowca.
Kościół pw. św. Anny i skwer im. Zillmannów.

Niecodziennym rozwiązaniem mającym na celu oszczędność miejsca, przy jednoczesnym unikaniu przeludniania się budynków, było łączenie ich ze sobą mostami podwieszanymi nad ulicami osiedla. W sumie mostów tego typu jest kilka. Udana próba znalezienia ich wszystkich przez czytelnika zaowocuje zwiedzeniem całego Nikiszowca — część jest bowiem rozmieszczona w jego punktach skrajnych. Interesujący jest fakt, iż mimo typowo ekonomicznego podejścia do budowy osiedla, tzn. brak malowania fasad i bogatych zdobień, architekci zadbali o unikalność poszczególnych kamienic. Niemal każda z nich zawiera bowiem niepowtarzalny układ wyszukanych, choć prostych form architektonicznych: łuków, podcieni, attyk, lukarn, okien wypukłych i portfenetrów; wszystkich zbudowanych z czerwonej cegły.
Mieszanka stylów u wylotu ul. św. Anny.

Wewnątrz poszczególnych kwadratów znajdują się place — podwórka będące niegdyś centrami kulturalnymi Nikiszowca. Znajdowały się na nich komórki, chlewiki, piece chlebowe. To tam spotykały się gospodynie, tam dzieci grały w klipę i berka. To właśnie utrata przez place swojego prospołecznego statusu spowodowała zmiany w charakterze dzielnicy. Na przełomie tysiącleci stała się ona niebezpiecznym miejscem, zmuszając wiele rodzin do opuszczenia swoich domów. Na szczęście proces ten udało się zatrzymać i częściowo odwrócić, Nikiszowiec zyskał zainteresowanie wielu biznesów, wzrosła wartość ziemi, pojawiają się nowe inwestycje.
Plac między ulicami ks. Ficka i Odrowążów.

Część Nikiszowca wyraźnie jednak umiera dalej. W 2018 roku zamknięta została kopalnia „Wieczorek” istniejąca pod różnymi nazwami od prawie 200 lat. To dla niej Nikiszowiec powstał i — jeżeli nie znajdzie się nowa nisza — przez jej brak umrze. Kopalnia była niemym świadkiem powstań śląskich i serii strajków okresu międzywojnia. To tu pracowali malarze z Grupy Janowskiej i hokeiści „Naprzodu”. Tu rodziły się śląskie Niezależne Związki Zawodowe. „Wieczorek”, mimo czekających na wydobycie pokładów węgla, borykał się z problemami, co prawda już od epoki gierkowskiej, kiedy to zamknięto kolejkę Balkan dowożącą górników z sąsiednich kolonii. Problemy pogłębiły się wraz z nastaniem nowej ery, gdzie przetwórstwo węgla nie jest już traktowane priorytetowo i szuka się nowych źródeł energii. Pracowników nieczynnej kopalni wraz z rezerwami węgla przejął giszowiecki sąsiad „Staszic”. Pozostaje jednak pytanie, co zrobić z zabytkowym — teraz pustym już — szybem Pułaski. Oby podzielił on los bratniego Wilsona. Turystów i koneserów sztuki bowiem w Katowicach nie brakuje.
Na zdjęciu — jeszcze czynny — szyb Pułaski, w rogu wagoniki Balkanu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sztauwajery i bagry — śląskie Mazury

Proszę odsunąć się od krawędzi peronu

Tauzen: Tysiące mieszkań na tysiąclecie