Pejzaż śląski: życie na Saturnie i nagie boginki

Wielkie malarstwo by zaistnieć potrzebuje: wielkich wydarzeń, wielkiego talentu i wielkich pieniędzy, albo przynajmniej jednej z tych rzeczy. Małe malarstwo potrzebuje tylko małej dawki szczęścia by zaistnieć poza małym światem i stać się małą legendą. Taką małą legendą małego świata Giszowca i Nikiszowca jest Grupa Janowska, która zrzesza artystów nieprofesjonalnych już przynajmniej 60 lat. Motorem napędowym do jej sformalizowania było małe szczęście utalentowanych górników — powołanie przez Ottona Klimczoka Zakładowego Domu Kultury kopalni „Wieczorek".
Teofil Ociepka (Jan Siodlaczek) rozmawiający we śnie z aniołem (Barbara Sośnierz). Kadr z filmu „Angelus”.

To Klimczok był odpowiedzialny za pierwsze, lokalne jeszcze sukcesy grupy. Ta jednak konsolidowała się już w latach 30. wokół gminy okultystycznej, której główne założenia czerpały wprost z tradycji różanego krzyża. Teofil Ociepka, przewodnik duchowy i artystyczny grupy, utrzymywał bowiem przez wiele lat stały kontakt z Filipem Hohmannem, rzekomym członkiem zakonu Różokrzyżowców, który udzielał mu mistycznych porad — oczywiście nie za darmo. Grupa Ociepki szukała wtedy m.in. przepisu na kamień filozoficzny. Pod dużym wpływem okultysty pozostawała też grupa w następnych latach. Bolesław Skulik, jeden z jej członków przytacza dosadną anegdotę charakteryzującą relację Ociepki ze światem Niesamowitym:
„Ten Janek Klich [sąsiad członków grupy] dar jasnowidzenia mioł od szóstego roku życia, czyli miał go wrodzony. Jak mu powiedziałem o Ociepce, że się interesuje mistyką, że się ćwiczy w postępie duchowym i tak dalej, i tak dalej, to on poszedł ze mną zaraz do niego. To było w 1933 roku. Klich ino wejrzał na Ociepkę i powiedział: wy żodnego postępu nie będziecie robić w duchowości, bo uprawiacie onanio, a onanio szkodzi w rozwoju duchowości. Ociepka był przecież kawalerem. Potem Klich puścił się w trans i powiedział jak wygląda Hohmann z Wirtembergii, a potem tak jeszcze Ociepkowi mówił: słuchajcie Ociepka! Wos takich w Polsce jest dwudziestu, którzy przysyłocie pieniądze Hohmannowi, a to jest szarlatan. Tak mu to wszystko Klich powiedzioł, a ten napisał zaraz do Hohmanna, który zaś odpisał: nie zadawaj się śnim, bo to jest corny magik. Ociepka pokazał ten list Klichowi, a on się ośmioł i powiado: ja, jo jest corny magik, bo jako bezrobotny kopia biedaszyby i jak z nich wychodza, tom jest corny jak diobeł!”
W pierwszym składzie Grupy Janowskiej, która oficjalnie zawiązała się w 1946 roku w przyzakładowym Domu Kultury na Nikiszowcu, znaleźli się: założyciel — Teofil Ociepka, Paweł Wróbel, Leopold Wróbel, Eugeniusz Bąk, Paweł Stolorz, Ewald Gawlik, Antoni Jaromin, Bolesław Skulik, Erwin Sówka oraz Gerard Urbanek. Każdego z malarzy charakteryzowało zupełnie odmienne podejście do tematu orędownictwa przez sztukę. Koło Malarzy Nieprofesjonalnych poruszało się jednak wspólnie drogami prymitywizmu. Postaram się przybliżyć czytelnikowi sylwetki tych małych, skromnych, jednak wciąż niezapomnianych artystów.

Urodzony w Janowie w 1891 roku Teofil Ociepka, pod wpływem Różokrzyżowców wykształcił mistyczną wizję świata, w której planeta Saturn sprowadzi na ludzkość pasmo nieszczęść, dając jednak też szansę na jej odkupienie. Głównym tematem jego dzieł utrzymanych w konwencji kolorowego surrealizmu było fantastyczno(anty)naukowe przedstawienie swoich proroctw. Ociepka był przekonany, że to Filip Hohmann telepatycznie przekazuje mu treść dzieł, które ma malować. Od loży szwajcarskiej, dzięki swojemu zaangażowaniu i pracy artystycznej, uzyskał nawet tytuł Mistrza Sztuk Tajemnych. Saturn, tak podobny i niepodobny jednocześnie do Ziemi stanowił być może metaforę lepszego świata, którego artysta pragnął doświadczyć. Teofil Ociepka w swoich obrazach jako jedyny z grupy nie skupiał się bowiem na prezentacji okolicy, w której żył, ale na przedstawieniu odwiecznej walki dobra ze złem.
Fragmenty twórczości Teofila Ociepki.

Odrealnienie prac artysty nie wpasowywało się więc zupełnie w ramy jedynie słusznego wtedy socrealizmu — władze niechętne były wobec twórczości Ociepki i aktywnie uniemożliwiały mu rozwój. Dopiero wsparcie „Czajki” w 1948 roku — byłej kapitan Milicji Obywatelskiej, ale przede wszystkim uznanej sosnowieckiej literatki Izabeli Stachowicz — otworzyło mu drzwi na warszawskie salony. W tym roku Ociepka poznał również literatów Jana Kotta i Juliana Tuwima. Mimo tego, że artysta uniknął represji, nie był jednak w stanie aktywnie promować swojej sztuki — w oficjalnych interpretacjach zmuszony był porzucić autorską wizję mistycznego Saturna na rzecz „Krajobrazów Ery Paleozoicznej”, jak określano jego twórczość. Teofil Ociepka kierował działalnością Grupy Janowskiej do 1959 roku, kiedy to wraz z żoną przeniósł się do Bydgoszczy i oddalił od okultyzmu i dawnych przyjaciół. Na 3 lata przed śmiercią, z okazji 85 urodzin, został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Jedynym wykształconym w kierunku malarstwa członkiem grupy był Ewald Gawlik. Urodzony na Nikiszowcu w 1919 roku artysta, w czasach młodości kształcił się pod okiem Józefa Bimlera, Czesława Rzepińskiego i Pawła Stellera. Zafascynowany twórczością van Gogha, Gawlik zamierzał nawet studiować na ASP w Krakowie. Marzenia przerwała jednak II Wojna Światowa. Po jej zakończeniu władze komunistyczne określiły artystę mianem „elementu niepewnego politycznie i narodowo”. Ewald Gawlik zmuszony został więc do porzucenia nadziei o uniwersytecie i zatrudnienia się w KWK „Wieczorek”. Tam też malarz związał się z powstającą wtedy Grupą Janowską. Wyróżniał się znacznie pewniejszą ręką i bardziej wyrafinowanym warsztatem. Talent „śląskiego van Gogha”, malującego scenki rodzajowe w duchu postimpresjonizmu i koloryzmu, nie był jednak zauważany aż do 1974 roku, kiedy to w Katowicach po raz pierwszy wystawiono jego dzieła. W latach 80. XX wieku dyrektor KWK „Staszic” oddał do dyspozycji Gawlika w Klubie Seniora pracownię i materiały plastyczne do pracy. Obecnie Izba Śląska z galerią tzw. Gawlikówką, jest udostępniona do zwiedzania, a w jej wnętrzu można podziwiać dzieła artysty.

Fragmenty twórczości Ewalda Gawlika.

Teofil Ociepka w latach 50. widział w Erwinie Sówce swojego przyszłego następcę. Tylko on bowiem i Bolesław Skulik (notabene to on przejął właśnie schedę po Ociepce) potrafili zrozumieć okultystyczne posłannictwo różokrzyżowca. Niestety przykładów malarstwa Skulika nie udało mi się znaleźć w ogólnodostępnej formie cyfrowej, skupię się więc na twórczości Sówki, który jako jedyny z pierwotnego trzonu Grupy, pozostaje jeszcze w gronie żywych. Urodzony na Giszowcu w 1936 roku artysta pracował w KWK „Wieczorek” wraz z Ewaldem Gawlikiem. Erwin Sówka częściej malował surrealistyczne, symboliczne akty, dla których rodzinne okolice Koła są jedynie tłem. Niepokojąca kolorystyka dzieł malarza stoi w mocnej opozycji do twórczości pozostałych artystów Grupy Janowskiej.
Fragmenty twórczości Erwina Sówki.

Rówieśnik Gawlika i jego sąsiad z czasów dzieciństwa — Gerard Urbanek — był raczej reporterem codzienności Janowa i okolic niż artystycznym kaznodzieją. Jego dzieła wyróżniają się śmiałym podejściem do barwy i o wiele bardziej niż u kolegów — statyką kompozycji. Jako jeden z nielicznych malarzy Grupy Janowskiej doczekał się rozgłosu i sławy jeszcze za życia. Tuż przed śmiercią w połowie lat 70. miał już na swoim koncie kilka wystaw o znaczeniu krajowym.
Fragmenty twórczości Gerarda Urbanka.

Paweł Stolorz, 3 lata młodszy od Teofila Ociepki, urodził się w Szopienicach. Przed I Wojną Światową był górnikiem w firmie Spadkobierców Gieschego. Po przyłączeniu rodzinnej wsi do Polski zaczął trudnić się kowalstwem. Ulubionym tematem Stolorza pozostały rodzinne strony — Szopienice i Mysłowice. Pełne kolorów i zadziwiające swą szczegółowością prymitywistyczne akwarelowe panoramy były często porównywane do widoków autorstwa Nikifora Krynickiego. Przedstawiały one ważne dla artysty miejsca w scenerii pierwszych dekad XX. wieku. To m.in. twórczość Pawła Stolorza pozwala zrekonstruować życie mieszkańców Katowic sprzed stu lat. Z Grupą Janowską malarz był związany od jej powstania, aż do swojej śmierci w 1961 roku.
Fragmenty twórczości Pawła Stolorza.

Ostatni twórcy Grupy Janowskiej, których dzieła udało mi się znaleźć w internecie, to kuzynostwo — Paweł i Leopold Wróblowie z Szopienic. Starszy z malarzy, urodzony w 1911 roku Paweł Wróbel, do 1947 roku przebywał w lagrze na Kamczatce. Po powrocie zaczął pracować w KWK „Wieczorek”. Wyspecjalizował się w malowaniu scen rodzajowych. Na przepełnionych kolorami i prostymi kształtami płótnach artysta uwieczniał ginący Śląsk: jego tradycję i kulturę. Ze względu na nieprzywiązywanie wagi do mimiki postaci na rzecz szczegółowości i drobiazgowości kompozycji, autor ten nazwany został „śląskim Breughlem”. Młodszy Leopold (rocznik 1922) pracował wówczas w szopienickiej hucie cynku. Częściej bawił się perspektywą i światłem, a kolorystyka jego obrazów była znacznie bardziej przygaszona, niż u kuzyna. Tematami dzieł artysty były głównie natura, pojazdy mechaniczne oraz rodzinne Szopienice.

Fragmenty twórczości Pawła i Leopolda Wróblów.

Fragmenty twórczości Pawła i Leopolda Wróblów.

W Grupie Janowskiej po odejściu Ociepki przywództwo zmieniało się jeszcze kilkukrotnie, a wraz z nim skład osobowy, który wraz z upływem lat coraz mocniej zrywał łączność z pierwotną, okultystyczną filozofią założycieli. Katalizatorem rozkładu grupy była samobójcza śmierć szykanowanego Klimczoka w 1971 roku. Metafizyczne wyobrażenia mistrza Teofila pod przywództwem Helmuta Matury zmieniły się w studium pejzażu miejskiego. Obecnie z pierwotnego zespołu nie ostał się już nikt — jedynie Erwin Sówka, będący nestorem grupy, angażuje się jeszcze czasem w projekty artystów związanych dzisiaj ściśle z działalnością MDK „Szopienice-Giszowiec”. Dzieła wszystkich malarzy Grupy Janowskiej można w oryginałach podziwiać m.in. w Muzeum Miejskim w Zabrzu, Muzeum Historii Katowic, czy Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. W 2000 roku powstała też fabularyzowana biografia filmowa opowiadająca, często żartobliwie, o losach Grupy Janowskiej. Dzieło w reżyserii Lecha Majewskiego nosi tytuł „Angelus” i według wielu znajduje się w absolutnym kanonie śląskiej kinematografii. Wymieniany jednym tchem wraz z „Perłą w Koronie” i „Barbórką” film świetnie obrazuje mentalność, pragnienia i obawy mieszkańców Katowic. Gorąco polecam obejrzenie tego utworu, który może stać się dla widza spoza Katowic swoistym kluczem do zrozumienia filozofii janowskich artystów-amatorów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sztauwajery i bagry — śląskie Mazury

Proszę odsunąć się od krawędzi peronu

Tauzen: Tysiące mieszkań na tysiąclecie