Czemu Katowiczanie jeżdżą do Katowic?

Katowice to chyba jedyne miasto w Polsce, którego mieszkańcy mówią między sobą, że wybierają się „do Katowic”, gdy mają na myśli przejazd do centrum własnego miasta. Próżno też szukać u nas zjawiska „podpinania się” pod miasto przez mieszkańców sąsiednich miejscowości, jak ma to miejsce na przykład w podwarszawskim Otwocku, czy podpoznańskim Luboniu. Spotkałem się nawet z przypadkiem, gdy mieszkaniec Tarnowa przedstawiając mi się, powiedział „Jestem z Krakowa”. Sosnowiczanin nie będzie mówił, że mieszka w Katowicach z powodu różnic kulturowych i historycznych waśni. Podobnie, choć z innych powodów, zachowują się także mieszkańcy Rudy Śląskiej, Zabrza, czy Bytomia. To także da się zrozumieć, ponieważ między tymi miastami a stolicą województwa nie ma dużych różnic w zaludnieniu. Mocne jest poczucie odrębności tych miast. Ważny jest też fakt, że nasza metropolia jest konurbacją, nie aglomeracją, złożoną ze stosunkowo młodych jednostek administracyjnych. Co jednak powoduje, że Katowiczanie tak chętnie jeżdżą z Katowic do „Katowic”, niezależnie od płci, wieku i pozycji społecznej?


Powiat katowicki w roku 1945, fot. z archiwum WAP w Katowicach.

Problem ten nie był przeze mnie długo zauważalny. Dopiero przy częstszym kontakcie z ludźmi z innych miast zauważyłem, że opisywane zjawisko jest raczej unikatowe dla Katowic. Długo zastanawiałem się, co jest powodem tego stanu rzeczy. Nie brakuje przecież na Śląsku miast „łatanych” z mniejszych miejscowości. Jak widać na załączonej mapce, Siemianowice Śląskie i Ruda Śląska tuż po wojnie nawet jeszcze nie istniały. Mysłowice, Świętochłowice i Zabrze były znacznie mniejsze i nie zajmowały nawet połowy swojej obecnej powierzchni. Jedynie w Katowicach można jednak się spotkać z tą dziwną frazą wywołującą zdziwienie u nietutejszych.

Stalinogród 1953-56, fot. z archiwum strony Odkrywając Śląsk.
 
Odkryłem powód tego stanu dosłownie kilka dni temu, przeglądając bezmyślnie internet. Niewielu pamięta albo nie chce pamiętać niechlubnego wycięcia Katowic z mapy Polski tuż po śmierci Stalina w roku 1953. Za decyzją o zmianie nazwy miasta stał aktyw partyjny, zmuszając znanego śląskiego pisarza Gustawa Morcinka do złożenia propozycji zmiany nazwy miasta na „Stalinogród”. Artysta próbował jeszcze ratować Katowice, sugerując zmianę w... Częstochowie. Tak radykalne posunięcie było jednak skazane na niepowodzenie z powodu religijnego charakteru miejsca i przewidywanego oporu ludności. Nazwę Katowice wycofano z dnia na dzień i niezgodnie z prognozami władz, nie spotkało się to z zadowoleniem miejscowych. Koszty zmiany są trudne do oszacowania nawet dzisiaj. Pewne jest, że budżet rozwijającego się dopiero miasta został mocno nadszarpnięty - starano się bowiem usunąć jakiekolwiek ślady przeszłości: w pośpiechu usuwano stare szyldy, pieczęcie, masowo wymieniano dokumenty. Nowej nazwy unikano jak ognia - nawet bilety kolejowe kupowano do Bogucic (dziś: Zawodzia), a brakujący dystans przebywano piechotą, lub tramwajem. Ludzie niechętnie podawali Stalinogród jako miejsce zamieszkania, woleli posługiwać się nazwą dzielnicy. Nowo przyłączone dzielnice dopiero integrowały się z miastem - Panewniki, Piotrowice i Wełnowiec miały nadal zdecydowanie wiejski charakter. Ich mieszkańcy nie chcieli mieszkać w „mieście Stalina”, który był postacią wybitnie niepopularną. Dla konsolidującego się wtedy miasta był to cios - zwłaszcza stare dzielnice z bogatą historią, takie jak Dąb czy Bogucice, także niechętnie przyznawały swoją przynależność do „miasta Stalina”. Przy takim obrocie spraw władze miasta zdecydowały się po trzech latach powrócić do starej nazwy, co oczywiście znowu wiązało się z olbrzymimi kosztami. Wkrótce potem do Katowic zostało przyłączone bogatsze miasto Szopienice obfitujące w prosperujące kopalnie, posiadające najnowocześniejszą w Europie hutę metali ciężkich „Uthemann”. Indywidualizm Szopienic, przejawiający się m.in. działalnością Grupy Janowskiej także nie pomagał w integracji rosnącego miasta. Na okres stalinogrodzki przypadało też stulecie istnienia Katowic, którego obchodów z oczywistych przyczyn zaniechano.

Lasy panewnickie, fot. Wikimedia Commons.

Wszystkie te czynniki wpłynęły na świadomość mieszkańców - młode ciągle miasto poszerzając granice, kurczyło się w potocznym rozumieniu. Dzisiaj Katowice są rozległym miastem - ponad 150 km² powierzchni wypełnione jest w prawie połowie lasem, poprzecinanym gdzieniegdzie nitkami dróg szybkiego ruchu i autostrady A4. Nie dziwi więc fakt, że część Katowiczan w drodze do pracy w centrum, czy na drugim końcu miasta, korzysta właśnie z tych dróg. Jadąc przez las literalnie więc „jadą do Katowic”. Miastem wciąż rządzi siła odśrodkowa, kumulując jego masę w centrum. Cóż, pora kończyć ten wpis. Jadę do Katowic.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sztauwajery i bagry — śląskie Mazury

Proszę odsunąć się od krawędzi peronu

Tauzen: Tysiące mieszkań na tysiąclecie